Przepraszam
ze ewentualne niefortunne zwroty, ale tłumaczenie to niełatwe zadanie, więc mam
nadzieję, że zrozumiecie.
Autorką
recenzji w oryginale po angielsku jest veracious
– właścicielka bloga „..so they
dance!”
Socjopaci
i dziewczyny, które ich kochają: Ishaqzaade.
"Przekleństwo
drugiej połowy," powiedzieli. "Ukarać bohaterkę," powiedzieli.
A
ja, jak głupiec, zapytałam, "Jak źle może być?"
Okazało
się tak źle, że nie mogę pisać o tym filmie bez wejścia w różne
spoilery-drobnostki związane z fabułą i charakteryzacją. Na szybko, wolna od
spoilerów wersja, moje spojrzenie:
Nie
nudziłam się podczas oglądania „Ishaqzaade”, co jest zasługą produkcji filmu.
Jednakże to, co obiecało być pełną akcji opowieścią o dwojgu młodych,
zakochanych ludzi w stylu Romea i Julii (nowe twarze: Parineeti Chopra i
Arjun Kapoor), ich rodzinach podzielonych w religijnej i politycznej
rywalizacji, skończyło jako nieco dysfunkcyjny bałagan. Choć jest kilka
pozytywów – muzyka, aktorstwo Parineeti – jest też tyle złego, że nie jestem
pewna, czy mogę to polecić.
A
teraz, w SPOILERY...
Jeśli
byłaby sprawiedliwość na tym świecie, gdzieś w połowie filmu Zoya przełączyłaby
się w swojej głowie na nowy tryb i stała się jak-Urmila-w-EHT [„Ek Haseena Thi”
– sama jeszcze nie widziałam tego filmu, ale domyślam się, że musi być niezły! –
przyp. tłum.], msząc się za niesprawiedliwość jaka spotkała ją w najbardziej
zadziwiający i odrażający sposób, jaki można sobie wyobrazić. Ucieszyłabym się
z tego, zwłaszcza że bardzo spodobała mi się Parineeti – jest solidna jak na
początkującą, pełna życia w swojej ekspresji i wiarygodna w smutku. Oceniam ją
tak wysoko, jak Anushkę Sharmę [tylko Anu potrzebuje nowej, ciekawej roli –
przyp. tłum.], kolejną z moich ulubionych młodych, niedawno debiutujących
aktorek.
Niestety
tak się nie staje, a zamiast tego film decyduje się na kobiece postaci
(najpierw matka Parmy, następnie Chand, prostytutka o złotym sercu), które
mówią Zoyi, że jej miłość jest tym, co może wyleczyć niewiarygodnie
socjopatycznego głównego bohatera. Jak niezdrowy jest ten przekaz? Zgadzam się
na stereotypową miłość kobiety lecząca gangstera, ale zważywszy, że to ten sam
facet, który całkowicie pomieszał w życiu Zoyi, w najbardziej okrutny,
wyrachowany i zimny sposób, nie jestem pewna, czy nadaje się do wyleczenia. Po
takich niewybaczalnych sytuacjach, jak ona może mu zaufać, a co dopiero innym?
Wiadomość jest co najmniej szkodliwa. Człowiek, który nie ma żadnego szacunku
dla twoich uczuć, woli i honoru? Ten obrażający cię palant? Zostań z nim,
ponieważ jesteś jedyną osobą, która może go zmienić ze zwierzęcia w człowieka.
Więc
zamiast dać mu należyte lanie, film zmierza w kierunku sytuacji, gdzie oboje są
tak całkowicie wkręceni [powiedziałabym że „udupieni” - przyp. tłum.], że muszą
być ze sobą. Czy jest to romantyczne? Nie czuję tego nawet w najbardziej
tragicznym sensie. Jestem znana z tego, że lubię niektóre naprawdę problemowe,
dysfunkcyjne pary – miłość nie zawsze musi istnieć w bezproblemowym, miękkim
środowisku. Ale tutaj w „Ishaqzaade” to przekracza granice. Kiedy Zoya wybacza
Parmie, w końcu, i tych dwoje pobiera się prawidłowo, nie czuję, że wszystko
będzie dobrze dla tych szalonych dzieciaków, ponieważ teraz przynajmniej mają
siebie nawzajem. Nie, prędzej zastanawiam się, jak bardzo jest to syndrom
sztokholmski [http://pl.wikipedia.org/wiki/Syndrom_sztokholmski] dziewczyny wynikający
z jej małżeństwa z nim. Kochaj go lub zgiń, masz przerąbane tak czy inaczej...
Byłoby
korzystniej, gdyby postać Parmy została bardziej dopracowana albo pokazana jako
okazująca więcej szacunku dla uczuć i opinii Zoyi. Zamiast tego pojawia się
jako cwaniakujący dupek, kiedy oszukiwał ją, prowadził do fałszywego
małżeństwa. Czy kończy jako zasługujący na jej wybaczenie? Nawet nie w
najmniejszym calu. Arjun Kapoor może być niezłym aktorem, ale jego talent jak
dotąd nie rozciągnął się, by pokazać rolę z odrobiną człowieczeństwa, czego jego
bohater desperacko potrzebował. Znienawidziłam Parmę i nie ufałam każdemu jego
działaniu, nieważne jak szczerym. Był zepsuty i nawet jeśli konsekwencje
zaprowadziły go do porzucenia jego początkowych lojalności, nie usprawiedliwiło
go to w moich oczach.
Ostatnie
orzeczenie pokazało sens, dlaczego sprawy poszły taką drogą, jaką poszły. Dlaczego
film nie dopingował postępowi i nie pokazał go i rzeczy wróciły do „status quo”,
jakby właściwie nic nie wydarzyło się w pierwszej kolejności. Z drugiej strony
jestem pewna, że wiele z tych prawdziwych historii „ishaqzaade” (miłosnych
buntowników, jak tłumaczy sam film) jest dziesięć razy bardziej romantyczna, niż
film oddający hołd ich życiom.
Więc
dlaczego filmowcy dokonali tych dziwnych wyborów, by „podkręcić” to, co mogło
być naprawdę dobrą historią o miłości na przekór wszystkiemu? Nigdy się nie
dowiem i nigdy nie zrozumiem. Na końcu zastanawiasz się też nad bestialstwem
ideologii, gdzie „honor” zamienia twoje własne dzieci w zwykłe przedmioty, o
które dbasz tylko po to, by je zniszczyć i ocalić własny „szacunek”. Jak
okrutny może być ten świat...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz