W
te wakacje czytanie nowych książek idzie mi wyjątkowo opornie, dlatego
skusiłam się na powrót do znanej mi już dobrze powieści. Mowa o Księżycu w
nowiu autorstwa Stephenie Meyer. Na starym blogu miałam okazję pisać o
ekranizacji tej książki (12. New Moon). W wielu miejscach wciąż zgadzam się z
tym, co tam napisałam, chociaż parę rzeczy bym zmieniła lub usunęła.
Mam
dobrze zachowany w pamięci film, natomiast treść książki zdążyła mi trochę
wywietrzeć z głowy. Dobrze było ją sobie przypomnieć. Dopiero teraz
uświadomiłam sobie, jak wiele zmian wprowadzono w filmie. Podarowanie łapacza
snów Belli przez Jacoba, scena z watahą, gdy Bella uderza Paula, scena z
Victorią i Harrym Clearwaterem, Bella pisząca do Alice. Nawet dialogi bywają różne od tych z kart
powieści. Mimo wszystko uważam, że rozwiązania te wyszły historii na dobre i
film jest spójny. Książka i jej ekranizacja dobrze się razem uzupełniają.
Książkowy
Jacob wydaje mi się milszy od tego przedstawionego w filmie. Jest ostrożny
wobec Belli, rozumie jej ból, nie okazuje od razu wrogości na myśl o Edwardzie.
Bardzo dobrze przedstawiona jest znajomość Belli z Jacobem. Zabawne są ich
przekomarzania na temat wieku. Ze strony Belli przywiązanie do Jacoba było dość
samolubne, z czego sama doskonale zdawała sobie sprawę. Usprawiedliwia ją to,
że od początku była szczera z przyjacielem. Księżyc w nowiu daje jakiś obraz na
to, jaką parę mogliby stworzyć. Była to ciekawa relacja i są pewnie fanfiki,
które rozwijały ten wątek. Mnie bliżej jednak to Team Edward. Od przeznaczenia
nie uciekniesz, a Bella bezsprzecznie przeznaczona była wampirowi. W liceum
uwielbiałam roztrząsać ten temat... Jak on pięknie wyznawał jej swoje uczucia.
Można się rozmarzyć.
Przezabawny
jest moment, gdy do Belli wreszcie dociera, że Edward ją kocha i nigdzie się
już nie wybiera. Książkowa Bella nierzadko wydaje mi się nieco naiwna i
nierozgarnięta. Spory w tym udział ma Edward, który postąpił bardzo nierozważnie
zostawiając dziewczynę. Ona natomiast powinna być bardziej pewna jego uczuć,
zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co mówił przed ich rozstaniem. No cóż, w tej
części oboje są siebie warci... Mimo to ból i depresja Belli, je późniejsze szaleństwo
i nagłe zamiłowanie do adrenaliny są dla mnie zrozumiałe. Było w tym wiele
determinacji i pragnienia (podświadomych), by myśl o Edwardzie wciąż jej towarzyszyła.
Rozumiem te emocje.
Po
przeczytaniu książki natychmiast zabrałam się za powtórkę z filmu. Wciąż jestem
pod wrażeniem, jak twórcy trafnie złapali esencję książki i odczucia bohaterów,
szczególnie Belli. Nie rozumiem trochę narzekań na tę ekranizację, jak dla mnie
i tak zrobili to lepiej, niż Zmierzch... Kristen Stewart świetnie zagrała, depresja w
jej wykonaniu to mistrzostwo. Uwielbiam wracać do sceny w lesie, gdy Edward porzuca
Bellę i tych przedstawiających najmroczniejszy dla niej czas. Super nakręcili
też scenę w Volterze, gdy Bella rzuca się na Edwarda, by ten nie wyszedł na słońce. No i Edwardowe widziadła wypadły rewelacyjnie.
Druga część Sagi Zmierzch jest bardzo bliska memu sercu właśnie ze względu na wątek odejścia Edwarda od Belli. Przydarzyło mi się coś podobnego. Z jednym wyjątkiem, że ukochany do mnie nie wrócił... No i nie było żadnego Jacoba, który by mnie wspaniałomyślnie pocieszył. Ten stan trwa już kilka lat. Nie jest to wcale przesada, jedna moja koleżanka coś wie na ten temat. Nawet tutaj na blogu napisałam na szybko o spotkaniu po latach z moim byłym, jak zaiskrzyło i w ogóle. Chyba tą notką zapeszyłam szczęśliwe zakończenie... Moją sytuację dobrze opisuje cytat z Księżyca w nowiu: Zakaz pamiętania, przy jednoczesnym lęku przed zapomnieniem - wybrałam dla siebie zdradliwą ścieżkę. Jest w tym niepokojąca prawda... Dlatego tak dobrze przemawiają do mnie cierpienia Belli. (Sorry za te dywagacje o własnych problemach miłosnych, ale potrzebowałam to z siebie wyrzucić.)
Druga część Sagi Zmierzch jest bardzo bliska memu sercu właśnie ze względu na wątek odejścia Edwarda od Belli. Przydarzyło mi się coś podobnego. Z jednym wyjątkiem, że ukochany do mnie nie wrócił... No i nie było żadnego Jacoba, który by mnie wspaniałomyślnie pocieszył. Ten stan trwa już kilka lat. Nie jest to wcale przesada, jedna moja koleżanka coś wie na ten temat. Nawet tutaj na blogu napisałam na szybko o spotkaniu po latach z moim byłym, jak zaiskrzyło i w ogóle. Chyba tą notką zapeszyłam szczęśliwe zakończenie... Moją sytuację dobrze opisuje cytat z Księżyca w nowiu: Zakaz pamiętania, przy jednoczesnym lęku przed zapomnieniem - wybrałam dla siebie zdradliwą ścieżkę. Jest w tym niepokojąca prawda... Dlatego tak dobrze przemawiają do mnie cierpienia Belli. (Sorry za te dywagacje o własnych problemach miłosnych, ale potrzebowałam to z siebie wyrzucić.)
W
2009 roku, gdy była premiera filmu, sprawiłam sobie ścianę tematyczną, całą (prawie) w
plakatach z tej części Sagi. Ech, pięknie to wyglądało, aż mi tęskno do nich.
:D Ten duży z Edwardem i Bellą na pewno gdzieś jeszcze mam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz