Produkcja: Rutvij Patel, Arjun Rampal
Muzyka: Sajid-Wajid
Występują: Arjun Rampal, Aishwarya Rajesh, Nishikant Kamat
Daddy opowiada historię prawdziwego, byłego już gangstera, Aruna Gawliego, obecnie odsiadującego dożywocie za zabójstwo w Centralnym Więzieniu w Nagpur. Scenariusz był konsultowany z samym Arunem i jego rodziną, więc można by się spodziewać wybielania czy usprawiedliwiania działalności przestępczej głównego bohatera (widzę cię, Sanju), nie dzieje się tak jednak. Niestety akcja posuwa się bardzo powoli, a sam film sprawia wrażenie bardziej dokumentu niż fabuły. Również przez przeskoki w czasie gubiłam się czasem, na jakim etapie życia Gawliego jesteśmy.
To, co zrobiło na mnie największe wrażenie to warstwa techniczna filmu. Scenografia i kostiumy to prawdziwe mistrzostwo, dbałość o detal i zgodność z dekadą są na najwyższym poziomie. Lata 70. i 80. czuć w każdym kadrze. Zdjęcia kanadyjskiej operatorki Jessiki Lee Gagne dodatkowo wprowadzają w klimat brudnego półświatka. Aktorzy poradzili sobie dobrze, chociaż odnoszę wrażenie, że dokumentalny styl reżysera odbił się na aktorstwie. Szczególnie przekonały mnie żeńskie role (Aishwarya Rajesh, Anupriya Goenka, Shruti Bapna), które trzymają poziom w tym męskim świecie.
Na pewno nie żałuję czasu poświęconego tej produkcji, bo
Daddy ma kilka interesujących scen czy wątków, widać również duże zaangażowanie Arjuna Rampala przy powstawaniu filmu. Dodatkowo po seansie w ucho wpadła mi piosenka
Zindagi Meri Dance Dance, której wizualizacja również świetnie oddaje klimat lat 70.
YAARA (2020)
Reżyseria: Tigmanshu Dhulia
Produkcja: Tigmanshu Dhulia, Sunil Kheterpal
Muzyka: Gourov-Roshin, Shaan, Ankit Tiwari, Siddharth Pandit
Występują: Vidyut Jamwal, Amit Sadh, Vijay Varma, Shruti Haasan
Yaara opowiada historię czwórki przyjaciół, którzy razem dorastali i w latach 70. zaczęli pracę przy przemycie i kradzieżach. Pod koniec lat 90. są już statecznymi biznesmenami i gdy jeden z nich wpada w kłopoty, więzy przyjaźni zostają wystawione na próbę. Reżyser Tigmanshu Dhulia adaptuje na indyjskie warunki francuski film Gang Story. Po seansie bollywoodzkiej wersji, na pewno zaciekawiło mnie, jak wygląda oryginalna historia, więc z chęcią ją kiedyś obejrzę.
Tutaj, w przeciwieństwie do filmu Daddy, fabuła jest opowiedziana bardziej w stylu masala, pierwsza połowa może nawet przypomnieć takie klasyki jak Sholay. Niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Wiele scen nie klei się ze sobą, a piosenki w ogóle nie pasują do ogólnego oddźwięku filmu. Dopiero druga połowa Yaara zainteresowała mnie jakoś i zaangażowałam się w przeżycia bohaterów. To już kolejny średniak od reżysera Tigmanshu Dhulii, który zawsze kojarzył mi się z autorskim i dopracowanym kinem.
Zaskoczyła mnie rola Shruti Haasan, myślałam, że nie będzie ona zbyt rozbudowana, ale jej wątek był ciekawy i też dobrze zagrała. Moje serce wyrywa się do Amita Sadha, który jest tak świetnym i jednocześnie niedocenionym aktorem. Widzę, że w każdej roli daje z siebie wszystko i już kolejny raz wyróżnia się na tle innych. Obsada na pewno jest atutem filmu i chociażby dla niej warto było obejrzeć Yaara.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz