LOOTERA
Rok:
2013
Scenariusz:
Bhavani Iyer, Vikramaditya Motwane (na podstawie noweli „The Last Leaf”
autorstwa O. Henry’ego, o której lepiej nie czytać przed seansem ;))
Reżyseria:
Vikramaditya Motwane
Produkcja:
Anurag Kashyap, Vikas Bahl, Ekta Kapoor, Shobha Kapoor
Muzyka:
Amit Trivedi
Występują:
Sonakshi Sinha – Pakhi, Ranveer Singh - Varun
Za
pierwszym razem film bardzo mi się podobał, to jednak parę scen mi tam
zgrzytało. Chociażby scena akcji - pogoń za Varunem, która wydawała się nie
przystawać stylistycznie do całości. Teraz jednak film wydał mi się bardziej
spójny. Nie jest on idealny, ale emocje w nim zawarte są szczere. Poczucie żalu
i gniewu bohaterów podszyte ich dawną miłością jest wspaniale pokazane.
Świetnie wygląda też przełamanie klimatu w połowie filmu: najpierw słoneczny
Bengal, później zaśnieżone Dalhousie. Fenomenalna jest też scena ze „złotym”
posągiem.
Uroczo
wypada duet Sonkashi-Ranveer, gdy muszą zamienić się rolami przy nauce
malowania. A motyw artystyczny jest ważny w tym filmie. Muzyka spełnia rolę
przyjemnego tła, które jednak przykuwa uwagę dzięki pięknym melodiom i tekstom.
Moimi faworytami są „Sawaar Loon” i „Manmarziyan” ze ślicznymi kobiecymi
wokalami kolejno Monali Thakur i Shilpy Rao.
Za
drugim razem chciałam się raz jeszcze przyjrzeć Sonakshi, czy rzeczywiście
poziom tego występu wyrasta tak wysoko ze względu na resztę jej masalowych
ról... Niekoniecznie. Jako Pakhi poradziła sobie znakomicie, swoimi oczami
umiała okazać wiele emocji. Trudno wyobrazić sobie inną aktorkę w tej roli. Makijaż „brak makijażu” zdziałał cuda, bo panna
Sinha wydała mi się w takim wydaniu jeszcze piękniejsza. Brawa za
charakteryzację, bo jej postać naprawdę wyglądała na schorowaną... Ranveer
zdążył się poznać jako bardzo energetyczny aktor i sam przyznał w wywiadzie, że
było dla niego trudne wcielić się w rolę w tak zdystansowany sposób. Jednak
wywiązał się z zadania bardzo dobrze.
Końcówka
niezmiennie wyciska ze mnie łzy.
RAANJHANAA
Rok:
2013
Scenariusz:
Himanshu Sharma
Reżyseria:
Anand L. Rai
Produkcja:
Krishika Lulla
Muzyka:
A.R. Rahman
Występują:
Sonam Kapoor – Zoya, Dhanush - Kundan, Abhay Deol – Akram, Swara Bhaskar -
Bindiya
Ten
film wzbudza we mnie wiele skrajnych emocji, w większości negatywnych, może dlatego
wciąż fascynuje mnie ta opowieść. Za drugim razem wstrząsnęła mną ona jeszcze
mocniej. „Raanjhanaa” świetnie pokazuje, że nie zawsze sprawdza się formuła: „Będę
chodzić za dziewczyną i ją nagabywać, a ona się we mnie w końcu zakocha.
Przecież tak to właśnie działa!”. A tutaj zaskoczenie, dziewczyna ani myśli
zakochać się w swoim stalkerze.
Widziałam,
że postać Sonam jest szczególnie demonizowana, a ta portretowana przez Dhanusha
jawi się niczym anioł bez skazy. A Kundan też miał swoje za uszami. Niby kochał
po cichu i dawał się wykorzystywać, ale w drugiej połowie nie odpuścił. Chyba
chciał na siłę zadośćuczynić swoje przewinienie. A jak skończył, dowiecie się
już na początku filmu. Zoya szybko zapomina o szczenięcych latach, gdy z uciechą
odrzucała zaloty Kundana. Na studiach w Delhi poznaje interesującego Akrama,
który wciąga ją w świat w polityki. Już na blogu screenowym wyznałam swoje
uczucia do duetu Sonam-Abhay. Są razem przecudowni.
Bardzo
mi było szkoda Bindiyi, którą grała Swara Bhaskar. Podkochiwała się w Kundanie,
a z jego strony dostawała same złośliwości. Nie rozumiem takiej przyjaźni. Chłopak
wolał niedostępną dla niego Zoyę, niż sympatyczną dziewczynę z sąsiedztwa... To,
co trudne do zdobycia, przyciąga mocniej.
Sonam
wypadła przekonująco, a aktorstwo Dhanusha było bardzo intensywne. Swara
świetnie wypadła w scenie „radość przez łzy”. Muzyka Rahmana dopełnia całość.
Najbardziej spodobała mi się piosenka tytułowa oraz „Nazar Laaye”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz