Najpierw
natknęłam się 26. marca na krótką wzmiankę na portalu indyjskim, że „Kick”
będzie kręcony w Polsce, aczkolwiek miasto nie było sprecyzowane. Interesował
mnie ten film od dawna, bo widziałam dawno temu oryginał telugu i byłam
ciekawa, jak wypadnie w tej roli niezawodny Salman. Po przeczytaniu informacji
oczywiście zdjął mnie głęboki szok. Podskórnie czułam, że tym razem na
celowniku filmowców musi się znaleźć Warszawa! W końcu na początku kwietnia
polskie portale potwierdziły, że ekipa „Kick” rusza do stolicy! Byłam bardziej
niż podekscytowana! Z uwagą śledziłam, jak Randeep Hooda wrzucał na twittera
fotki Pałacu Kultury i Nauki. Znając jednak swoje szczęście, nie sądziłam, że
uda mi się cokolwiek zobaczyć, znaczy aktorów w akcji. Wydrukowałam sobie cały
harmonogram, kiedy i gdzie będą kręcić. Planowałam wybrać się w dogodniejsze
miejsca i połączyć to jakoś z obowiązkami na uczelni. Wyszło wspaniale, nie
opuściłam żadnych zajęć, nie licząc tego, że nie byłam się w stanie uczyć od
podekscytowania. :P
16. kwietnia jak zawsze poszłam rano na zajęcia. Miałam później kilkugodzinne okienko, więc wybrałam się znowu w okolice planu „Kick”. Widziałam rozstawione namioty i samochody, znaczyło więc, że coś się tam będzie dziać... Przysiadłam sobie na ławce w parku niedaleko. Puściłam mamie sygnał, żeby powiedzieć jej, że poszłam na ten plan, ale nic się nie dzieje itd. takie moje typowe narzekanie, gdy dzwonię do mamy z nudów. Aż tu nagle jak spod ziemi wyrasta Randeep Hooda. Nie byłam pewna, czy to on, ale był dość podobny... Szybko powiedziałam mamie, że muszę kończyć (a ona już wiedziała, że kogoś zobaczyłam :D). Obok na ławce siedział jakiś chłopak, który gestem zachęcił mnie, żebym podeszła do aktora, bo to TEN Randeep Hooda. Kolega zresztą od razu się domyślił, że ma do czynienia z fanką Bollywood, bo usłyszał mój dzwonek „Sheila Ki Jawani”. :D
Z walącym w piersi sercem wstałam z ławki i zaczęłam powoli podchodzić. Już czułam, że stres mnie zjada i zapominam języka w gębie. W końcu podeszłam do Randeepa. Najpierw zapytałam, jak mu się podoba w Polsce i czy ma właśnie przerwę. Wspomniałam o kilku jego filmach, które widziałam i które mi się podobały, a on albo się ze mną zgadzał („Once Upon A Time in Mumbaai”, „Saheb Biwi Aur Gangster”), albo kręcił głową (przy „Jism 2” stwierdził, że gra była dobra, ale film zły :D). Hooda zapytał się, czy widziałam „Highway” i polecił mi ten film do obejrzenia. Sama mówiłam dużo i nieskładnie... Ale i Randeep sporo się mnie pytał! Na przykład skąd moje zainteresowanie Bollywood, ile czasu już oglądam filmy indyjskie, jakie są moje ulubione. Polka polująca na aktorów bollywoodzkich to było chyba zaskoczenie. ;) Na pewno nie mogłam się wysłowić, jakie filmy lubię najbardziej... Chyba powiedziałam w końcu, że wszystkie gatunki. Pochwaliłam się nawet, że uczę się języka hindi. Po tej konwersacji w końcu poprosiłam go o zrobienie wspólnego zdjęcia. Tak mi się ręce trzęsły, że nie mogłam w ogóle włączyć tableta. Po ciężkich zmaganiach w końcu się udało... Ale na samo wspomnienie tego spotkania robię się cała czerwona... To było tak niespodziewane i mam wrażenie, że kompletnie się wygłupiłam. O tyle rzeczy zapomniałam zapytać! Jeszcze z wrażeń ogólnych, to Randeep jest naprawdę mega przystojniakiem i ma bardzo ciemną karnację, czego w filmach aż tak mocno nie widać. :D Był bardzo miły i wyrozumiały, biorąc pod uwagę, jak długo się obok niego kręciłam, próbując powiedzieć coś sensownego. :D
Na
resztę dnia za kompana miałam wspomnianego już kolegę z ławki. On właśnie
wypatrzył, jak po ulicy spaceruje sobie Jacqueline Fernandez. Weszliśmy za nią
do jakiejś restauracji i poprosiliśmy o fotkę. Niestety nie było czasu na
rozmowę. Jacqueline wyraźnie miała ten czas dla siebie, bo nie brała udziału w
scenach akcji. Spotkanie na żywo dało mi
okazję ujrzeć urocze piegi aktorki! Salman Khan ze swoją obstawą ochroniarską
był zupełnie niedostępny. Chociaż do końca próbowałam zdobyć autograf... :P
Muszę przyznać, że byłam zawiedziona, że nie poświęcił nam chwili, było nas
dwoje i chcieliśmy tylko fotkę lub autograf. Krzywdy przecież byśmy mu nie
zrobili. Ale nie, ochroniarze traktowali nas jak intruzów, a Salman olał nas,
delikatnie mówiąc. Ale rozmowa z Randeepem rekompensuje brak interakcji z
Salmanem. :P Później kręcili scenę i nie można było chodzić i przeszkadzać,
więc staliśmy pod budynkiem. Później podjechał samochód z tej strony, gdzie
byliśmy i widziałam bardzo blisko Khana (i jeszcze Fernandez), gdy wsiadali już
do auta. Gwiazdorska aura Salmana zupełnie powstrzymała mnie od zrobienia
mu zdjęcia. Totalny paraliż! :P Ale to i tak było niesamowite przeżycie, nigdy
nie zapomnę widoku Salmana spacerującego po Warszawie.
Facet w autobusie w czerwonej kurtce na środku zdjęcia to Salman! ;) |
Wszystko
działo się w okolicach Placu Teatralnego, na ul. Senatorskiej. Kręcono wtedy scenę pościgu, gdy bohater
Salmana prowadzi czerwony autobus, a dubler Randeepa uwieszony jest lawety.
Byłam tak podekscytowana i niezdolna do ruchu, że nie zrobiłam żadnych fotek,
gdy kręcili tę scenę... Ale myślę, że film wszystko mi przypomni. :D Zrobiłam
na szybko gifa ze zwiastuna, który obrazuje ten moment.
Najśmieszniejsze
jest to, że gdy aktorzy zwinęli się już do hotelu, zdążyłam pójść jeszcze na
ostatnie zajęcia tego dnia. Na lektoracie hindi pochwaliłam się więc na świeżo
zdjęciami i moją radością ze spotkania ulubionych aktorów. Co ze emocjonujący
dzień... Nigdy bym nie pomyślała, że uda mi się spotkać w Polsce Randeepa Hoodę
czy Jacqueline Fernandez. A naprawdę oboje ich lubię. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz