niedziela, 21 kwietnia 2013

46. Ishaqzaade - recenzja przetłumaczona

Witam wszystkich serdecznie! Zebrałam się wreszcie w sobie i napisałam nową notkę. Będzie to jednak coś nowego, bo przetłumaczyłam recenzję filmu z innego bloga. Miałam ku temu bardzo dobry powód, bo opinia autorki idealnie pokryła się z moimi spostrzeżeniami po seansie, dlatego zamiast powielać jej zdanie swoimi słowami (i zdradzić za dużo o filmie), postanowiłam recenzję przetłumaczyć. Zawiera ona pewne spoilery dotyczące fabuły, jednak uważam, że nie są one podane w bezpośredni, jasny sposób... Jeśli nie widzieliście filmu, taka analiza może was zachęcić do zapoznania się z produkcją i skonfrontowania własnych wniosków. Jeśli jednak nie chcecie psuć sobie seansu spoilerami, to rozumiem, ale oczywiście zachęcam do przeczytania notki (chociażby po późniejszym obejrzeniu filmu).
Przepraszam ze ewentualne niefortunne zwroty, ale tłumaczenie to niełatwe zadanie, więc mam nadzieję, że zrozumiecie.

Autorką recenzji w oryginale po angielsku jest veracious – właścicielka bloga „..so they dance!”


Socjopaci i dziewczyny, które ich kochają: Ishaqzaade.

"Przekleństwo drugiej połowy," powiedzieli. "Ukarać bohaterkę," powiedzieli.
A ja, jak głupiec, zapytałam, "Jak źle może być?"
Okazało się tak źle, że nie mogę pisać o tym filmie bez wejścia w różne spoilery-drobnostki związane z fabułą i charakteryzacją. Na szybko, wolna od spoilerów wersja, moje spojrzenie:

Nie nudziłam się podczas oglądania „Ishaqzaade”, co jest zasługą produkcji filmu. Jednakże to, co obiecało być pełną akcji opowieścią o dwojgu młodych, zakochanych ludzi w stylu Romea i Julii (nowe twarze: Parineeti Chopra i Arjun Kapoor), ich rodzinach podzielonych w religijnej i politycznej rywalizacji, skończyło jako nieco dysfunkcyjny bałagan. Choć jest kilka pozytywów – muzyka, aktorstwo Parineeti – jest też tyle złego, że nie jestem pewna, czy mogę to polecić.

A teraz, w SPOILERY...

Jeśli byłaby sprawiedliwość na tym świecie, gdzieś w połowie filmu Zoya przełączyłaby się w swojej głowie na nowy tryb i stała się jak-Urmila-w-EHT [„Ek Haseena Thi” – sama jeszcze nie widziałam tego filmu, ale domyślam się, że musi być niezły! – przyp. tłum.], msząc się za niesprawiedliwość jaka spotkała ją w najbardziej zadziwiający i odrażający sposób, jaki można sobie wyobrazić. Ucieszyłabym się z tego, zwłaszcza że bardzo spodobała mi się Parineeti – jest solidna jak na początkującą, pełna życia w swojej ekspresji i wiarygodna w smutku. Oceniam ją tak wysoko, jak Anushkę Sharmę [tylko Anu potrzebuje nowej, ciekawej roli – przyp. tłum.], kolejną z moich ulubionych młodych, niedawno debiutujących aktorek.

Niestety tak się nie staje, a zamiast tego film decyduje się na kobiece postaci (najpierw matka Parmy, następnie Chand, prostytutka o złotym sercu), które mówią Zoyi, że jej miłość jest tym, co może wyleczyć niewiarygodnie socjopatycznego głównego bohatera. Jak niezdrowy jest ten przekaz? Zgadzam się na stereotypową miłość kobiety lecząca gangstera, ale zważywszy, że to ten sam facet, który całkowicie pomieszał w życiu Zoyi, w najbardziej okrutny, wyrachowany i zimny sposób, nie jestem pewna, czy nadaje się do wyleczenia. Po takich niewybaczalnych sytuacjach, jak ona może mu zaufać, a co dopiero innym? Wiadomość jest co najmniej szkodliwa. Człowiek, który nie ma żadnego szacunku dla twoich uczuć, woli i honoru? Ten obrażający cię palant? Zostań z nim, ponieważ jesteś jedyną osobą, która może go zmienić ze zwierzęcia w człowieka.

Więc zamiast dać mu należyte lanie, film zmierza w kierunku sytuacji, gdzie oboje są tak całkowicie wkręceni [powiedziałabym że „udupieni” - przyp. tłum.], że muszą być ze sobą. Czy jest to romantyczne? Nie czuję tego nawet w najbardziej tragicznym sensie. Jestem znana z tego, że lubię niektóre naprawdę problemowe, dysfunkcyjne pary – miłość nie zawsze musi istnieć w bezproblemowym, miękkim środowisku. Ale tutaj w „Ishaqzaade” to przekracza granice. Kiedy Zoya wybacza Parmie, w końcu, i tych dwoje pobiera się prawidłowo, nie czuję, że wszystko będzie dobrze dla tych szalonych dzieciaków, ponieważ teraz przynajmniej mają siebie nawzajem. Nie, prędzej zastanawiam się, jak bardzo jest to syndrom sztokholmski [http://pl.wikipedia.org/wiki/Syndrom_sztokholmski] dziewczyny wynikający z jej małżeństwa z nim. Kochaj go lub zgiń, masz przerąbane tak czy inaczej...

Byłoby korzystniej, gdyby postać Parmy została bardziej dopracowana albo pokazana jako okazująca więcej szacunku dla uczuć i opinii Zoyi. Zamiast tego pojawia się jako cwaniakujący dupek, kiedy oszukiwał ją, prowadził do fałszywego małżeństwa. Czy kończy jako zasługujący na jej wybaczenie? Nawet nie w najmniejszym calu. Arjun Kapoor może być niezłym aktorem, ale jego talent jak dotąd nie rozciągnął się, by pokazać rolę z odrobiną człowieczeństwa, czego jego bohater desperacko potrzebował. Znienawidziłam Parmę i nie ufałam każdemu jego działaniu, nieważne jak szczerym. Był zepsuty i nawet jeśli konsekwencje zaprowadziły go do porzucenia jego początkowych lojalności, nie usprawiedliwiło go to w moich oczach.

Ostatnie orzeczenie pokazało sens, dlaczego sprawy poszły taką drogą, jaką poszły. Dlaczego film nie dopingował postępowi i nie pokazał go i rzeczy wróciły do „status quo”, jakby właściwie nic nie wydarzyło się w pierwszej kolejności. Z drugiej strony jestem pewna, że wiele z tych prawdziwych historii „ishaqzaade” (miłosnych buntowników, jak tłumaczy sam film) jest dziesięć razy bardziej romantyczna, niż film oddający hołd ich życiom.

Więc dlaczego filmowcy dokonali tych dziwnych wyborów, by „podkręcić” to, co mogło być naprawdę dobrą historią o miłości na przekór wszystkiemu? Nigdy się nie dowiem i nigdy nie zrozumiem. Na końcu zastanawiasz się też nad bestialstwem ideologii, gdzie „honor” zamienia twoje własne dzieci w zwykłe przedmioty, o które dbasz tylko po to, by je zniszczyć i ocalić własny „szacunek”. Jak okrutny może być ten świat...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz