piątek, 28 grudnia 2012

42. Emraanowe sequele – Murder 2 i Jannat 2

Pewnie dla nikogo z was nie jest nowością, że jestem wielką fanką Emraana Hashmiego. Aktor ten rośnie w siłę i ma na swoim koncie oraz więcej kasowych hitów (nie tylko nazwisko Khan może zwiastować blockbuster w kinach). Być może umknęły wam dwa naprawdę niezłe filmy w dorobku „seryjnego całuśnika”… Mianowicie Murder 2 oraz Jannat 2, które są sequelami filmów Murder (wydanego w Polsce pod tytułem Cienie przeszłości) oraz Jannat (na festiwalu Multikina wyświetlanego pod tytułem W poszukiwaniu raju). Oba filmy nie kontynuują historii poprzedników, co najwyżej wykorzystują drobne niuanse z nimi związane. No i oczywiście łącznikiem filmów jest obecność Emraana. W wytwórni Vishesh Films doskonale wiedzą, że sequele działają, jeśli jest w nich Hashmi. Tak jak Karanowi Joharowi szczęście przynosi litera K, tak może rodzinie Bhattów kasowe sukcesy przynosi numerek przy tytule filmu (bo naturalnie nie zawsze są to produkcje z Emraanem).

MURDER 2
Emraan Hashmi gra tutaj, Arjuna, byłego policjanta, który obecnie zarabia, imając się różnych, nielegalnych zleceń. Tym razem ma rozwiązać sprawę ginących w tajemniczych okolicznościach prostytutek. Jego dziewczyna Priya (Jacqueline Fernandez) nie jest pewna, dokąd zmierza ich związek. Nie jest właściwie jasne, kim ona dla niego jest. Przyjemnością, potrzebą, nawykiem…? Arjun jako facet z przeszłością, skłócony z Bogiem, nie wydaje się dobrym materiałem na życiowego partnera. Na dodatek sprawa porwań/zaginięć pochłania go bez reszty.
Akcja filmu rozgrywa się na Goa w trakcie Świąt Bożego Narodzenia i tuż przed Nowym Rokiem. Ciekawe było wybranie właśnie okresu świątecznego, jako że film osnuty jest nicią grozy. Nadmorskie krajobrazy i zdjęcia miasta pełne kolorowych świateł wyglądają naprawdę pięknie i dodają klimatu do Murder 2.

wtorek, 18 grudnia 2012

41. Ke$ha – imprezowiczka z rockandrollową duszą

Nadszedł czas na rozruszanie bloga. Nie będę się bawić w jakieś pierdółki-powitania, tylko od razu przejdę do konkretów. Dzisiejszą notkę chciałabym poświęcić Keshy Sebert, która jest jedną z moich ulubionych wokalistek. Szerzej znana jest po prostu jako Ke$ha z nieodzownym symbolem dolara w pseudonimie.
Prawdą jest, że nasza znajomość z Keshą nie zaczęła się zbyt obiecująco… Był to czas, gdy w radiu królował jej pierwszy solowy przebój TiK ToK. Nie owijając w bawełnę, piosenka niemiłosiernie mnie irytowała. Gdy tak kilka razy pojawiła się na antenie, myślałam sobie: „Co to za beznadziejny wokal udający rapowanie i co bezsensowna melodia”. Jednak jak się później okaże, początkowa niechęć rozwinie się w niekłamaną sympatię… Na początku więc żyłam sobie w przekonaniu, że rzeczona Kesha nie umie śpiewać i nie jest nikim specjalnym w show biznesie. Ot kolejna gwiazda na jeden sezon z tanecznym repertuarem. Jakimś cudem inny singiel z płyty – Take it off – nie zrobił na mnie aż tak złego wrażenia i piosenka nawet mi się spodobała. Jednak nadal byłam daleka od lubienia Keshy.

Prawie rok po premierze jej debiutanckiego albumu „Animal” w Polsce pojawiła się jego specjalna wersja z dodatkowym krążkiem zatytułowanym „Cannibal”. W związku z tym w radiu pojawiały się jej nowe single, które coraz skuteczniej wpadały mi w ucho, a jej zmanierowany głos zaczęłam uznawać za dość interesujący. Wpadłam na pomysł, by przyjrzeć się bliżej twórczości Keshy i zakupić jej podwójny album. Szperając po internecie i szukając recenzji płyty, docierały do mnie raczej negatywne głosy o braku talentu młodej wokalistki. Ja jednak zupełnie się tym nie przejmowałam i nie zniechęciło mnie to do zakupu, bo cały czas coś ciągnęło mnie do Sebert. Któregoś pięknego dnia w końcu zakupiłam wydawnictwo „Animal + Cannibal”.
Była to naprawdę świetna decyzja, by zakupić płytę w ciemno, bo piosenki absolutnie mnie oczarowały. Repertuar Keshy miejscami mnie zaskoczył, ponieważ na płycie sporo jest wolniejszych utworów, które pokazują zupełnie inną stronę piosenkarki. Jej głos brzmi bardziej łagodnie, a teksty są pełne emocji. Media przedstawiają ją jako imprezową dziewczynę i jest w tym dużo prawdy, ponieważ sama Kesha przyznaje, że inspiracje dla swoich piosenek czerpie w życia (czyt. z imprez). Sama wokalistka jest współautorką każdej z piosenek, więc nie jest to żaden twór wytwórni, ale wszystko to, co w duszy Keshy gra. Oczywiście na jej piosenki pracowało też wielu współautorów, jednak wierzę, że Sebert nie zaśpiewałaby przypadkowych utworów. Muzyka jest różnorodna, teksty niebanalne, czasami dość kontrowersyjne, ale całość brzmi bardzo dobrze i doskonale się tego słucha w autobusie czy w domowym zaciszu, tak na lepsze samopoczucie i pewność siebie. Sprawdziłam na sobie.

wtorek, 11 grudnia 2012

40. Jo Jeeta Wohi Sikandar

Rok: 1992
Reżyseria: Mansoor Khan
Produkcja: Nasir Hussain
Muzyka: Jatin-Lalit
Występują: Aamir Khan, Ayesha Jhulka, Mamik Singh, Deepak Tijori, Kulbhushan Kharbanda, Pooja Bedi
Akcja filmu rozgrywa się w malowniczym miasteczku na północy Indii. Miejsce to znane jest z wielu college’ów. Bogaci młodzieńcy uczą się z szkole Xavier czy bardzo prestiżowym Rajput. Natomiast dziewczęta z zamożnych rodzin uczą się w żeńskim college’u Queens, który współpracuje z Rajput. Dla najbiedniejszych pozostaje college Model. Uczniem tego ostatniego jest lekkoduch Sanju (Aamir Khan), który konsekwentnie nie zdaje egzaminów. Trzyma się on ze swoją paczką przyjaciół, do której należy podkochująca się w nim Anjali (Ayesha Jhulka). Zupełnym przeciwieństwem Sanjayalala jest jego starszy brat Ratan (Mamik Singh), który odnosi sportowe sukcesy i pracuje też w kafejce. Od lat rywalizuje on w międzyszkolnych zawodach z wyniosłym uczniem college’u Rajat – Shekharem (Deepak Tijori). Ojciec Ratana i Sanju, Ramlal (Kulbhushan Kharbanda) marzy, że starszy syn zdobędzie w końcu pierwsze miejsce w wyścigu kolarskim i przerwie pasmo zwycięstw Shekhara. W nowym roku szkolnym znów zaczynają się wielogodzinne treningi i rywalizacja pomiędzy dwoma uczniami. W międzyczasie w miasteczku pojawia się prawdziwa femme fatale – Devika (Pooja Bedi), która wzbudza zainteresowanie zarówno Sanju jak i Ratana… Wygląda na to, że inna rywalizacja odbędzie się na polu miłosnym…

Jest to już kolejny oldschool z Aamirem, który wyjątkowo mi się podoba. Muszę przyznać, że jest pewien szczególny powód, dla którego sięgnęłam po „Jo Jeeta Wohi Sikandar” – obraz ten zdobył nagrodę Filmfare dla najlepszego filmu. Zawsze z zainteresowaniem siadam do produkcji, które cieszyły się popularnością wśród indyjskiej publiczności i zdobywały ważne nagrody. Dzięki temu obserwuję, w jakich filmach gustował masowy widz na przestrzeni lat. „Jo Jeeta Wohi Sikandar” naprawdę mnie zachwyciło i rozumiem, dlaczego był kasowym sukcesem – dawno nie oglądałam produkcji z tak wielkim zainteresowaniem.
Zaskoczeniem był dla mnie fakt, że film ma naprawdę autentyczny, młodzieżowy klimat i chociaż rozgrywa się w latach 90. bohaterowie nie robią wrażenia „przestarzałych”. W końcu we współczesnych szkołach nadal można spotkać przechwalających się typków, pracowitych uczniów czy tych zdolnych, ale leniwych. No i na pewno nieobce są szkolne miłości. Po tytule filmu (Kto wygrywa, jest zdobywcą) i kilku pierwszych scenach można domyślać się zakończenia, ale w żadnym razie nie umniejsza to przyjemności z seansu. Sportowe rozgrywki trzymały w napięciu do samego końca! Film porusza temat ambicji ojca, który liczy na zwycięstwo swojego dziecka, relacji pomiędzy braćmi, rywalizacji na różnych płaszczyznach czy oszustwa, by lepiej wypaść w oczach dziewczyny. Sanju ucieka się do tego ostatniego, by zdobyć względy pięknej koleżanki. Tym samym nie widzi zakochanej w nim Anjali, ale to jasne, że w końcu się opamięta. Absolutnie urocze są sceny ukazujące przyjaźń i zażyłość Sanju i Ratana w dzieciństwie, aż ma się ochotę własne rodzeństwo przytulić do serca.

sobota, 1 września 2012

39. Wrześniowe premiery Bollywood… subiektywnym okiem Red

Dzisiaj postanowiłam wziąć pod lupę kilka wrześniowych premier z Bollywood i wskazać dlaczego te konkretnie by mnie interesowały. Wybór filmów i opinie nadzwyczaj subiektywne. Zapraszam do lektury.

Raaz 3
Premiera: 7. września 2012
Reżyseria: Vikram Bhatt
Muzyka: Jeet Ganguli, Rashid Khan
Dystrybucja: Vishesh Films
Obsada: Emraan Hashmi, Bipasha Basu, Esha Gupta
Gatunek: thriller, romans

Jest kilka powodów, dla których czekam na ten film. Po pierwsze jestem wielką fanką serii filmów „Raaz” i obie poprzednie części bardzo mi się podobały, więc i z trzecią chętnie się zapoznam. Po drugie pomiędzy premierami zawsze są znaczące przerwy czasowe, które, jak sądzę, pozwolą porównać, jak się ma pomysłowość twórców w kolejnych thrillerach-horrorach i kondycja efektów specjalnych w Bollywood. Po trzecie obsada! Oczywiście mój ulubieniec Emraan Hashmi, Bipasha Basu i wcale-nie-taka-początkująca Esha Gupta, która już drugi raz będzie grać u boku Emraana po filmie „Jannat 2” (w październiku kolejna premiera z Eshą – „Chakravyuh”). Esha jest dla mnie bardzo obiecującą aktorką – polubiłam ją już po jednej roli i kilku obejrzanych wywiadach. Gra Bipashy Basu wydaje mi się nieco zbyt teatralna, a rola Emraan znowu standardowa (a zasługuje on na wiele więcej)! Nie chcę się negatywnie nastawiać, jednak takie wrażenie pozostawił na mnie zwiastun. Nadal mam nadzieję, że film będzie ciekawym połączeniem thrillera i romansu z demoniczną Bipashą w jednej z ról (co jak co, ale pasuje mi ona do takich postaci, przekonałam się już o tym przy kilku filmach).

czwartek, 23 sierpnia 2012

38. International Indian Film Academy 2012 – zwycięzcy

Na początku maja BlueRose napisała notkę o nominacjach do nagród IIFA. Jakiś czas temu rzuciłam jej pomysł, że mogłabym napisać o rezultacie tegorocznych nagród i własnych refleksjach odnośnie zwycięzców, jako że widziałam wiele z nominowanych tytułów. Pomysł wyraźnie się spodobał, więc postanowiłam go czym prędzej zrealizować, po napisaniu recenzji filmu „Aisha”. (Zastrzegam, że notka będzie czysto subiektywna… Aczkolwiek postaram się uruchomić również pokłady mojego obiektywizmu.)
Z wielką niecierpliwością oczekiwałam na wyniki IIFA… Dziewiątego czerwca moja ciekawość została zaspokojona, ale na pewno nie byłam zaskoczona. Miałam nadzieję, że chociaż tutaj w kilku kategoriach statuetki powędrują do twórców, którzy byli ignorowani przy poprzednich ceremoniach, ale (przynajmniej według mnie) zasługiwali na nagrodę. Tegoroczne wyniki indyjskiej akademii filmowej tylko ugruntowały pozycję nagrodzonych już twórców.
Zoya Akhtar i Reema Kagti odbierają nagrodę
za scenariusz do filmu Zindagi Na Milegi Dobara
Wielkim zwycięzcą IIFA był multistarer Zindagi na Milegi Dobara, który został uznany za najlepszy film. Statuetki powędrowały również do reżyserki Zoyi Akhtar i autorek scenariusza (ponownie Zoyi oraz Reemy Kagti). Farhan Akhtar natomiast został nagrodzony za rolę drugoplanową. W nominacjach dla filmu ZNMD mogło realnie konkurować chyba tylko z entuzjastycznie przyjętym w Indiach The Dirty Picture. Jednak to historia trójki przyjaciół, którzy wyruszyli na podróż życia do Hiszpanii, podbiła serca widzów i krytyków. Nawet Bodyguard z boskim Salmanem nie zgarnął tym razem statuetki, jak hit aktora z 2010 roku – Dabangg. Chociaż przyznaję, że Zindagi Na Milegi Dobara oglądało się przyjemnie, to w głębi serca gorąco kibicowałam Imtiazowi Alemu i jego filmowi Rockstar. Lubię tego reżysera, ponieważ zawsze w świeży sposób przedstawia historie z miłością w tle. Moje serce (ale rozum wiedział, że to niemożliwe) liczyło również na nagrodę dla Emraana Hashmi za drugoplanową rolę w The Dirty Picture – zagrał świetnie, ale widzowie chyba muszą się jeszcze na nim poznać.

środa, 15 sierpnia 2012

37. Aisha

Film, którego recenzję dzisiaj przeczytacie, jest moim wielkim guilty pleasure… Pomyślałam, że przynajmniej w recenzji mogę się usprawiedliwić i dać mojemu uwielbieniu chociaż trochę merytorycznych powodów. Zapraszam do lektury.

_______________

Rok: 2010
Scenariusz: Devika Bhagat, Manu Rishi Chaddha
Reżyseria: Rajshree Ojha
Produkcja: Sunil Manchanda, Rhea Kapoor, Anil Kapoor
Muzyka: Amit Trivedi
Występują: Sonam Kapoor, Abhay Deol, Ira Dubey, Amrita Puri, Cyrus Sahukar

Główną bohaterką filmu jest tytułowa Aisha (Sonam Kapoor), młoda mieszkanka Delhi, której życie kręci się w głównej mierze wokół zakupów i swatania wszystkich naokoło. Razem z przyjaciółką Pinky (Ira Dubey) wprowadza na salony zagubioną Shefali (Amrita Puri), którą pragnie dobrze ubrać i połączyć z jakimś miłym chłopcem, najchętniej z Randhirem (Cyrus Sahukar). W między czasie w życiu Aishy pojawi się przystojny Dhruv (Arunoday Singh), a także obecny będzie niezastąpiony przyjaciel z dzieciństwa i sąsiad w jednej osobie – Arjun (Abhay Deol). Miłosne zawirowania będą nieuniknione.

Aisha, Pinky i Shefali
Film jest naprawdę zakręcony. Niemalże wszyscy bohaterowie są jak te chorągiewki – najpierw zakochani na zabój w jednej osobie, ale wystarczy, że zawieje wiatr, a ich uczucia diametralnie się zmieniają. Problemy bohaterów obserwowałam z lekkim pobłażaniem, jednak odnalazłam wielką przyjemność w oglądaniu tego filmu. Jest on swobodną adaptacją powieści Jane Austen - „Emma” (niestety książka nie została jeszcze przeze mnie przeczytana). Według  mnie, a także recenzentów i samych twórców, „Aisha” jest bollywoodzką wariacją na temat amerykańskich chick-flicków i w tym gatunku prezentuje się przyzwoicie.

Jeśli chodzi o scenografię i kostiumy to wszystko wygląda perfekcyjnie. Plenery są miłe dla oka, wnętrza stylowe, a stroje na pewno drogie. Wizualnie film jest naprawdę dopracowany i to widać. Ucieszyła mnie bonusowa płyta DVD z materiałami „Making of Aisha” oraz „Look & Styling”. Warto też pochwalić dialogi, które są według mnie naprawdę udane. Rozmowy bohaterów brzmią naturalnie i wiarygodnie – nie są ani zbyt górnolotne, ani infantylne. Amit Trivedi skomponował miłą dla ucha muzykę, która wpasowuje się w klimat filmu i brzmi dobrze również poza nim. Zresztą jego nazwisko zawsze zwiastuje świeżość wśród bollywoodzkich soundtracków. Do moich ulubionych piosenek zaliczam energetyczne, pop-rockowe By The Way oraz przywodzące na myśl flamenco Behke Behke (obie rewelacyjnie zaśpiewane przez Anushkę Manchandę).

środa, 6 czerwca 2012

36. What’s Your Raashee

Rok: 2009
Scenariusz: Naushil Mehta, Ashutosh Gowariker
Reżyseria: Ashutosh Gowariker
Produkcja: Ronnie Screwvala, Ashutosh Gowariker
Muzyka: Sohail Sen
Występują: Priyanka Chopra, Harman Baweja, Darshan Jariwala

Bohaterem filmu jest Yogesh Patel, młody chłopak odnoszący sukcesy w pracy w Stanach Zjednoczonych. Musi on w ciągu kilkunastu dni musi znaleźć sobie żonę, by uratować rodzinę z kłopotów finansowych. A czemu właśnie on? Jeśli tylko Yogesh ożeni się, dostanie majątek od dziadka, który pokryje wszystkie problemy… Astrolog przepowiedział, że jego brat Jitu może trafić do więzienia za niespłacenie pożyczki. Co więcej Jitu narobił sobie także długów u groźnego gangstera, który czyha na jego życie. Sprowadzony podstępem z USA chłopak zgadza się pomóc. Jego sposób na poznanie przyszłej małżonki to spotkanie się z jedną dziewczyną spod każdego znaku zodiaku. Który okaże się tym właściwym? I na jakie problemy w trakcie poszukiwań natrafi?

Yogesh i Kajal (spod znaku Bliźniąt)
Za pierwszy problem możemy uznać to, że każda z kandydatek okazuje się wyglądać niemal identycznie! Jednak dzięki pracy wielu ludzi – stylistów i makijażystów, którzy kreowali każdy z wizerunków bohaterek portretowanych przez Priyankę Choprę – nie powinniśmy mieć problemów z rozróżnieniem poszczególnych dziewczyn. Jednak nie mam zamiaru umniejszać roli samej Chopry, która zdecydowanie rządzi tym filmem i jest jego ogromnym atutem! Perfekcyjnie wciela się w każdą z postaci – nieważne czy gra dumną, niezależną tancerkę, zwariowaną uczennicę college’u, sympatyczną panią doktor, dziewczynę pragnącą zostać modelką czy szereg innych ciekawych postaci, które już sami musicie poznać. Tą rolą (a nawet można powiedzieć, że dwunastoma rolami) udowadnia jak bardzo poprawiły się jej zdolności aktorskie. Mimika twarzy, mowa ciała, sposób mówienia – każdą z bohaterek przedstawia inaczej. Najlepiej widać to w teledysku „Chehre Jo Dekhe”, gdzie pojawiają się wszystkie kandydatki spotkane przez Yogesha.

poniedziałek, 5 marca 2012

34. Raajneeti

Dzisiaj chciałabym polecić wam film z 2010 roku „Rajneeti”, który dla mnie samej był ogromnym, pozytywnym zaskoczeniem, dlatego chciałabym podzielić się z wami swoimi wrażeniami po jego obejrzeniu. (Dopisek z 12.03.2015 r. - chyba przydałaby mi się powtórka z tego filmu :))

Określając „Raajneeti” jednym zdaniem, napisałabym, że to kapitalna rozrywka osadzona w mrocznym, politycznym światku made in India. Obawiałam się tej produkcji ze względu na jej tematykę, ale moje obawy okazały się zupełnie niepotrzebne, gdyż film niesamowicie mnie wciągnął i nie pozwolił mi oderwać się od ekranu. Cały czas coś się działo i nie było momentu, żebym czuła znużenie czy brak zainteresowania wydarzeniami w filmie. Bardzo dobrze nakręcone kino, które trzyma poziom od początku do końca. Ta sprawna realizacja jest ogromnym atutem dzieła Prakasha Jha, który słynie z produkcji o tematyce społeczno-politycznej (jak na razie to moje pierwsze spotkanie z tym reżyserem, ale na pewno nie ostatnie - dop: i rzeczywiście nie było to moje ostatnie spotkanie ;)).

Moje pochwały koniecznie muszą powędrować do aktorów, którzy idealnie wywiązali się ze swoich obowiązków, by zagrać wiarygodnie i jak najlepiej oddać charakter swoich postaci. Ranbir Kapoor zaskoczył mnie swoją oszczędną, minimalistyczną grą. Przez to wypadł bardzo naturalnie i dobrze się go oglądało w roli Samara. Widać, jak jego postać ewoluuje i zmienia się. Arjun Rampal też zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Trzeba przyznać, że ze swoją aparycją pasuje do roli bezwzględnego, wręcz ogarniętego szałem polityka. Manoj Bajpai był świetny w swojej negatywnej roli. Ten aktor również coraz częściej zachwyca mnie swoim kunsztem aktorskim. Ajaya Devgana i jego miażdżące spojrzenie można określić jego filmowym standardem, ale jak najbardziej pasowały one do okoliczności. Chociaż muszę dodać, że wiekowo nie pasował zbytnio do swojej postaci i chyba lepiej wypadłby tutaj ktoś młodszy. Nana Patekar też zagrał dobrze, ale jednak to młodsze pokolenie aktorów najbardziej zwróciło moją uwagę swoją charyzmą. Naseeruddin Shah pojawia się w niewielkiej roli, także nie mam do czego się przyczepić w jego występie. Katrina Kaif z początku wydawała mi się sztuczna i nieprzekonująca, co nie zdziwiło mnie wcale, bo to jej rola jeszcze przed „Zindagi Na Milegi Dobara” i „Mere Brother Ki Dulhan”. (Dop: Oj nieprawda, w „Namastey London” była już fajna, a to był 2007 rok :D :P) Ale im dalej w film, tym i Katrina jest lepsza. Dziewczyna naprawdę się stara i pracuje nad swoim aktorstwem, a taka rola na pewno daje jej taką możliwość. Miała kilka naprawdę dobrych scen (szczególnie te najpoważniejsze). Może zabrakło jej trochę siły w głosie i charyzmy w scenach wystąpień publicznych, ale ogólnie rolę tę oceniam dobrze. Nikhila Tarkha jako matka młodych polityków zrobiła na mnie dobre wrażenie i wybijała się pozytywnie z drugiego planu. Sarah Thompson grająca dziewczynę Samara też wypadła nieźle, chociaż jej akcent mnie trochę irytował, ale możliwe, że odzywa się tutaj moja niechęć do blondynek w filmach bollywoodzkich. To tylko niektóre nazwiska, jakie pojawiają się w filmie, ale są to jego najważniejsze postacie. Pewne jest, że aktorstwo w „Raajneeti” stoi na wysokim poziomie.

„Raajneeti” może nie odkrywa przed nami żadnej nowej prawdy, do czego może doprowadzić parcie na władzę i chęć zemsty, ale jeśli temat jest przedstawiony w interesujący sposób, to warto poświęcić takiej produkcji swoją uwagę. Film ten sprawdza się idealnie jako trzymający w napięciu thriller z wartką akcją i ciekawymi postaciami, których nierzadko łączą więzy krwi, co prowadzi do wielu konfrontacji. Film nie omija także kwestii uczuć bohaterów – przy tym zagadnieniu królują Ranbir z Katriną. „Raajneeti” można uznać za produkcję komercyjną, o czym świadczy jego wielki sukces w boxoffice, co w tym przypadku uważam za zaletę. Film naprawdę serdecznie polecam.