czwartek, 23 sierpnia 2012

38. International Indian Film Academy 2012 – zwycięzcy

Na początku maja BlueRose napisała notkę o nominacjach do nagród IIFA. Jakiś czas temu rzuciłam jej pomysł, że mogłabym napisać o rezultacie tegorocznych nagród i własnych refleksjach odnośnie zwycięzców, jako że widziałam wiele z nominowanych tytułów. Pomysł wyraźnie się spodobał, więc postanowiłam go czym prędzej zrealizować, po napisaniu recenzji filmu „Aisha”. (Zastrzegam, że notka będzie czysto subiektywna… Aczkolwiek postaram się uruchomić również pokłady mojego obiektywizmu.)
Z wielką niecierpliwością oczekiwałam na wyniki IIFA… Dziewiątego czerwca moja ciekawość została zaspokojona, ale na pewno nie byłam zaskoczona. Miałam nadzieję, że chociaż tutaj w kilku kategoriach statuetki powędrują do twórców, którzy byli ignorowani przy poprzednich ceremoniach, ale (przynajmniej według mnie) zasługiwali na nagrodę. Tegoroczne wyniki indyjskiej akademii filmowej tylko ugruntowały pozycję nagrodzonych już twórców.
Zoya Akhtar i Reema Kagti odbierają nagrodę
za scenariusz do filmu Zindagi Na Milegi Dobara
Wielkim zwycięzcą IIFA był multistarer Zindagi na Milegi Dobara, który został uznany za najlepszy film. Statuetki powędrowały również do reżyserki Zoyi Akhtar i autorek scenariusza (ponownie Zoyi oraz Reemy Kagti). Farhan Akhtar natomiast został nagrodzony za rolę drugoplanową. W nominacjach dla filmu ZNMD mogło realnie konkurować chyba tylko z entuzjastycznie przyjętym w Indiach The Dirty Picture. Jednak to historia trójki przyjaciół, którzy wyruszyli na podróż życia do Hiszpanii, podbiła serca widzów i krytyków. Nawet Bodyguard z boskim Salmanem nie zgarnął tym razem statuetki, jak hit aktora z 2010 roku – Dabangg. Chociaż przyznaję, że Zindagi Na Milegi Dobara oglądało się przyjemnie, to w głębi serca gorąco kibicowałam Imtiazowi Alemu i jego filmowi Rockstar. Lubię tego reżysera, ponieważ zawsze w świeży sposób przedstawia historie z miłością w tle. Moje serce (ale rozum wiedział, że to niemożliwe) liczyło również na nagrodę dla Emraana Hashmi za drugoplanową rolę w The Dirty Picture – zagrał świetnie, ale widzowie chyba muszą się jeszcze na nim poznać.

środa, 15 sierpnia 2012

37. Aisha

Film, którego recenzję dzisiaj przeczytacie, jest moim wielkim guilty pleasure… Pomyślałam, że przynajmniej w recenzji mogę się usprawiedliwić i dać mojemu uwielbieniu chociaż trochę merytorycznych powodów. Zapraszam do lektury.

_______________

Rok: 2010
Scenariusz: Devika Bhagat, Manu Rishi Chaddha
Reżyseria: Rajshree Ojha
Produkcja: Sunil Manchanda, Rhea Kapoor, Anil Kapoor
Muzyka: Amit Trivedi
Występują: Sonam Kapoor, Abhay Deol, Ira Dubey, Amrita Puri, Cyrus Sahukar

Główną bohaterką filmu jest tytułowa Aisha (Sonam Kapoor), młoda mieszkanka Delhi, której życie kręci się w głównej mierze wokół zakupów i swatania wszystkich naokoło. Razem z przyjaciółką Pinky (Ira Dubey) wprowadza na salony zagubioną Shefali (Amrita Puri), którą pragnie dobrze ubrać i połączyć z jakimś miłym chłopcem, najchętniej z Randhirem (Cyrus Sahukar). W między czasie w życiu Aishy pojawi się przystojny Dhruv (Arunoday Singh), a także obecny będzie niezastąpiony przyjaciel z dzieciństwa i sąsiad w jednej osobie – Arjun (Abhay Deol). Miłosne zawirowania będą nieuniknione.

Aisha, Pinky i Shefali
Film jest naprawdę zakręcony. Niemalże wszyscy bohaterowie są jak te chorągiewki – najpierw zakochani na zabój w jednej osobie, ale wystarczy, że zawieje wiatr, a ich uczucia diametralnie się zmieniają. Problemy bohaterów obserwowałam z lekkim pobłażaniem, jednak odnalazłam wielką przyjemność w oglądaniu tego filmu. Jest on swobodną adaptacją powieści Jane Austen - „Emma” (niestety książka nie została jeszcze przeze mnie przeczytana). Według  mnie, a także recenzentów i samych twórców, „Aisha” jest bollywoodzką wariacją na temat amerykańskich chick-flicków i w tym gatunku prezentuje się przyzwoicie.

Jeśli chodzi o scenografię i kostiumy to wszystko wygląda perfekcyjnie. Plenery są miłe dla oka, wnętrza stylowe, a stroje na pewno drogie. Wizualnie film jest naprawdę dopracowany i to widać. Ucieszyła mnie bonusowa płyta DVD z materiałami „Making of Aisha” oraz „Look & Styling”. Warto też pochwalić dialogi, które są według mnie naprawdę udane. Rozmowy bohaterów brzmią naturalnie i wiarygodnie – nie są ani zbyt górnolotne, ani infantylne. Amit Trivedi skomponował miłą dla ucha muzykę, która wpasowuje się w klimat filmu i brzmi dobrze również poza nim. Zresztą jego nazwisko zawsze zwiastuje świeżość wśród bollywoodzkich soundtracków. Do moich ulubionych piosenek zaliczam energetyczne, pop-rockowe By The Way oraz przywodzące na myśl flamenco Behke Behke (obie rewelacyjnie zaśpiewane przez Anushkę Manchandę).