piątek, 3 października 2014

68. Spotkanie z gwiazdami Bollywood na planie Kick

Długo zbierałam się, by sporządzić tę notkę, ale doszłam do wniosku, że warto spisać te wspomnienia. Udało mi się zobaczyć Salmana Khana na planie „Kick”, z Jacqueline mam fotkę, a z Randeepem dodatkowo pogawędziłam. Ale cała radość zaczęła się długo, długo wcześniej. Mam nadzieję, że udzieli wam się mój entuzjazm. Zapraszam do lektury! :)

Najpierw natknęłam się 26. marca na krótką wzmiankę na portalu indyjskim, że „Kick” będzie kręcony w Polsce, aczkolwiek miasto nie było sprecyzowane. Interesował mnie ten film od dawna, bo widziałam dawno temu oryginał telugu i byłam ciekawa, jak wypadnie w tej roli niezawodny Salman. Po przeczytaniu informacji oczywiście zdjął mnie głęboki szok. Podskórnie czułam, że tym razem na celowniku filmowców musi się znaleźć Warszawa! W końcu na początku kwietnia polskie portale potwierdziły, że ekipa „Kick” rusza do stolicy! Byłam bardziej niż podekscytowana! Z uwagą śledziłam, jak Randeep Hooda wrzucał na twittera fotki Pałacu Kultury i Nauki. Znając jednak swoje szczęście, nie sądziłam, że uda mi się cokolwiek zobaczyć, znaczy aktorów w akcji. Wydrukowałam sobie cały harmonogram, kiedy i gdzie będą kręcić. Planowałam wybrać się w dogodniejsze miejsca i połączyć to jakoś z obowiązkami na uczelni. Wyszło wspaniale, nie opuściłam żadnych zajęć, nie licząc tego, że nie byłam się w stanie uczyć od podekscytowania. :P


12. kwietnia pojechałam na Plac Konstytucji i stało się... ujrzałam Salmana! Niezbyt dokładnie, bo porwał mnie tłum i podążałam za nim z grupą rozhisteryzowanych Hindusów. Przez chwilę byłam jednym z nich. Ale grunt, że go zobaczyłam. Salman Khan w Polsce - to była prawda! Chwilę patrzyłam, jak kręcą scenę akcji, ale w końcu zaczęli wyganiać gapiów za taśmy, bo przeszkadzali w pracy. Ale z pewnością ten dzień... gave me kick! ;) Dzień wcześniej koczowałam pod Pałacem Kultury, kiedy miał być kręcony skok, ale nic nie zobaczyłam. Nie licząc może rozstawionej ekipy, od której nic się nie dowiedziałam. Prawdopodobnie gdybym przyszła 2-3 godziny później, to zobaczyłabym tę scenę akcji, ale tym razem nie wyszło.



16. kwietnia jak zawsze poszłam rano na zajęcia. Miałam później kilkugodzinne okienko, więc wybrałam się znowu w okolice planu „Kick”. Widziałam rozstawione namioty i samochody, znaczyło więc, że coś się tam będzie dziać... Przysiadłam sobie na ławce w parku niedaleko. Puściłam mamie sygnał, żeby powiedzieć jej, że poszłam na ten plan, ale nic się nie dzieje itd. takie moje typowe narzekanie, gdy dzwonię do mamy z nudów. Aż tu nagle jak spod ziemi wyrasta Randeep Hooda. Nie byłam pewna, czy to on, ale był dość podobny... Szybko powiedziałam mamie, że muszę kończyć (a ona już wiedziała, że kogoś zobaczyłam :D). Obok na ławce siedział jakiś chłopak, który gestem zachęcił mnie, żebym podeszła do aktora, bo to TEN Randeep Hooda. Kolega zresztą od razu się domyślił, że ma do czynienia z fanką Bollywood, bo usłyszał mój dzwonek „Sheila Ki Jawani”. :D

Z walącym w piersi sercem wstałam z ławki i zaczęłam powoli podchodzić. Już czułam, że stres mnie zjada i zapominam języka  w gębie. W końcu podeszłam do Randeepa. Najpierw zapytałam, jak mu się podoba w Polsce i czy ma właśnie przerwę. Wspomniałam o kilku jego filmach, które widziałam i które mi się podobały, a on albo się ze mną zgadzał („Once Upon A Time in Mumbaai”, „Saheb Biwi Aur Gangster”), albo kręcił głową (przy „Jism 2” stwierdził, że gra była dobra, ale film zły :D). Hooda zapytał się, czy widziałam „Highway” i polecił mi ten film do obejrzenia. Sama mówiłam dużo i nieskładnie... Ale i Randeep sporo się mnie pytał! Na przykład skąd moje zainteresowanie Bollywood, ile czasu już oglądam filmy indyjskie, jakie są moje ulubione. Polka polująca na aktorów bollywoodzkich to było chyba zaskoczenie. ;) Na pewno nie mogłam się wysłowić, jakie filmy lubię najbardziej... Chyba powiedziałam w końcu, że wszystkie gatunki. Pochwaliłam się nawet, że uczę się języka hindi. Po tej konwersacji w końcu poprosiłam go o zrobienie wspólnego zdjęcia. Tak mi się ręce trzęsły, że nie mogłam w ogóle włączyć tableta. Po ciężkich zmaganiach w końcu się udało... Ale na samo wspomnienie tego spotkania robię się cała czerwona... To było tak niespodziewane i mam wrażenie, że kompletnie się wygłupiłam. O tyle rzeczy zapomniałam zapytać! Jeszcze z wrażeń ogólnych, to Randeep jest naprawdę mega przystojniakiem i ma bardzo ciemną karnację, czego w filmach aż tak mocno nie widać. :D Był bardzo miły i wyrozumiały, biorąc pod uwagę, jak długo się obok niego kręciłam, próbując powiedzieć coś sensownego. :D

Na resztę dnia za kompana miałam wspomnianego już kolegę z ławki. On właśnie wypatrzył, jak po ulicy spaceruje sobie Jacqueline Fernandez. Weszliśmy za nią do jakiejś restauracji i poprosiliśmy o fotkę. Niestety nie było czasu na rozmowę. Jacqueline wyraźnie miała ten czas dla siebie, bo nie brała udziału w scenach akcji. Spotkanie na żywo dało mi okazję ujrzeć urocze piegi aktorki! Salman Khan ze swoją obstawą ochroniarską był zupełnie niedostępny. Chociaż do końca próbowałam zdobyć autograf... :P Muszę przyznać, że byłam zawiedziona, że nie poświęcił nam chwili, było nas dwoje i chcieliśmy tylko fotkę lub autograf. Krzywdy przecież byśmy mu nie zrobili. Ale nie, ochroniarze traktowali nas jak intruzów, a Salman olał nas, delikatnie mówiąc. Ale rozmowa z Randeepem rekompensuje brak interakcji z Salmanem. :P Później kręcili scenę i nie można było chodzić i przeszkadzać, więc staliśmy pod budynkiem. Później podjechał samochód z tej strony, gdzie byliśmy i widziałam bardzo blisko Khana (i jeszcze Fernandez), gdy wsiadali już do auta. Gwiazdorska aura Salmana zupełnie powstrzymała mnie od zrobienia mu zdjęcia. Totalny paraliż! :P Ale to i tak było niesamowite przeżycie, nigdy nie zapomnę widoku Salmana spacerującego po Warszawie.
Facet w autobusie w czerwonej kurtce
 na środku zdjęcia to Salman! ;)

Wszystko działo się w okolicach Placu Teatralnego, na ul. Senatorskiej. Kręcono wtedy scenę pościgu, gdy bohater Salmana prowadzi czerwony autobus, a dubler Randeepa uwieszony jest lawety. Byłam tak podekscytowana i niezdolna do ruchu, że nie zrobiłam żadnych fotek, gdy kręcili tę scenę... Ale myślę, że film wszystko mi przypomni. :D Zrobiłam na szybko gifa ze zwiastuna, który obrazuje ten moment.

Najśmieszniejsze jest to, że gdy aktorzy zwinęli się już do hotelu, zdążyłam pójść jeszcze na ostatnie zajęcia tego dnia. Na lektoracie hindi pochwaliłam się więc na świeżo zdjęciami i moją radością ze spotkania ulubionych aktorów. Co ze emocjonujący dzień... Nigdy bym nie pomyślała, że uda mi się spotkać w Polsce Randeepa Hoodę czy Jacqueline Fernandez. A naprawdę oboje ich lubię. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz