sobota, 13 września 2014

66. Lootera i Raanjhanaa

Zrobiłam sobie ostatnio powtórkę z tych filmów, z tej okazji poświęcę im dzisiaj notkę. Będą to raczej luźne refleksje po seansie, niż obszerne recenzje. Ale moja tendencja do rozpisywania się jest wciąż żywa. :D

LOOTERA
Rok: 2013
Scenariusz: Bhavani Iyer, Vikramaditya Motwane (na podstawie noweli „The Last Leaf” autorstwa O. Henry’ego, o której lepiej nie czytać przed seansem ;))
Reżyseria: Vikramaditya Motwane
Produkcja: Anurag Kashyap, Vikas Bahl, Ekta Kapoor, Shobha Kapoor
Muzyka: Amit Trivedi
Występują: Sonakshi Sinha – Pakhi, Ranveer Singh - Varun

Za pierwszym razem film bardzo mi się podobał, to jednak parę scen mi tam zgrzytało. Chociażby scena akcji - pogoń za Varunem, która wydawała się nie przystawać stylistycznie do całości. Teraz jednak film wydał mi się bardziej spójny. Nie jest on idealny, ale emocje w nim zawarte są szczere. Poczucie żalu i gniewu bohaterów podszyte ich dawną miłością jest wspaniale pokazane. Świetnie wygląda też przełamanie klimatu w połowie filmu: najpierw słoneczny Bengal, później zaśnieżone Dalhousie. Fenomenalna jest też scena ze „złotym” posągiem.
Uroczo wypada duet Sonkashi-Ranveer, gdy muszą zamienić się rolami przy nauce malowania. A motyw artystyczny jest ważny w tym filmie. Muzyka spełnia rolę przyjemnego tła, które jednak przykuwa uwagę dzięki pięknym melodiom i tekstom. Moimi faworytami są „Sawaar Loon” i „Manmarziyan” ze ślicznymi kobiecymi wokalami kolejno Monali Thakur i Shilpy Rao.
Za drugim razem chciałam się raz jeszcze przyjrzeć Sonakshi, czy rzeczywiście poziom tego występu wyrasta tak wysoko ze względu na resztę jej masalowych ról... Niekoniecznie. Jako Pakhi poradziła sobie znakomicie, swoimi oczami umiała okazać wiele emocji. Trudno wyobrazić sobie inną aktorkę w tej roli. Makijaż „brak makijażu” zdziałał cuda, bo panna Sinha wydała mi się w takim wydaniu jeszcze piękniejsza. Brawa za charakteryzację, bo jej postać naprawdę wyglądała na schorowaną... Ranveer zdążył się poznać jako bardzo energetyczny aktor i sam przyznał w wywiadzie, że było dla niego trudne wcielić się w rolę w tak zdystansowany sposób. Jednak wywiązał się z zadania bardzo dobrze.
Końcówka niezmiennie wyciska ze mnie łzy.

RAANJHANAA
Rok: 2013
Scenariusz: Himanshu Sharma
Reżyseria: Anand L. Rai
Produkcja: Krishika Lulla
Muzyka: A.R. Rahman
Występują: Sonam Kapoor – Zoya, Dhanush - Kundan, Abhay Deol – Akram, Swara Bhaskar - Bindiya

Ten film wzbudza we mnie wiele skrajnych emocji, w większości negatywnych, może dlatego wciąż fascynuje mnie ta opowieść. Za drugim razem wstrząsnęła mną ona jeszcze mocniej. „Raanjhanaa” świetnie pokazuje, że nie zawsze sprawdza się formuła: „Będę chodzić za dziewczyną i ją nagabywać, a ona się we mnie w końcu zakocha. Przecież tak to właśnie działa!”. A tutaj zaskoczenie, dziewczyna ani myśli zakochać się w swoim stalkerze.
Widziałam, że postać Sonam jest szczególnie demonizowana, a ta portretowana przez Dhanusha jawi się niczym anioł bez skazy. A Kundan też miał swoje za uszami. Niby kochał po cichu i dawał się wykorzystywać, ale w drugiej połowie nie odpuścił. Chyba chciał na siłę zadośćuczynić swoje przewinienie. A jak skończył, dowiecie się już na początku filmu. Zoya szybko zapomina o szczenięcych latach, gdy z uciechą odrzucała zaloty Kundana. Na studiach w Delhi poznaje interesującego Akrama, który wciąga ją w świat w polityki. Już na blogu screenowym wyznałam swoje uczucia do duetu Sonam-Abhay. Są razem przecudowni.
Bardzo mi było szkoda Bindiyi, którą grała Swara Bhaskar. Podkochiwała się w Kundanie, a z jego strony dostawała same złośliwości. Nie rozumiem takiej przyjaźni. Chłopak wolał niedostępną dla niego Zoyę, niż sympatyczną dziewczynę z sąsiedztwa... To, co trudne do zdobycia, przyciąga mocniej.
Sonam wypadła przekonująco, a aktorstwo Dhanusha było bardzo intensywne. Swara świetnie wypadła w scenie „radość przez łzy”. Muzyka Rahmana dopełnia całość. Najbardziej spodobała mi się piosenka tytułowa oraz „Nazar Laaye”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz